Jaka przyszłość czeka grójecką porodówkę?

Sejm rozpoczął prace nad zmianami w lecznicach powiatowych, w tym na oddziałach ginekologiczno-położniczych. Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że na jednej trzeciej polskich porodówek odbywa się mniej niż 400 porodów rocznie. Spadła też liczba szpitali z porodówkami z 397 w 2017 r. do 332 w 2023 r. Jeśli MZ podtrzyma proponowane limity urodzeń, grójecką porodówkę czeka zamknięcie i co ważne, w powiecie grójeckim nie będzie funkcjonowała porodówka w żadnym z obu szpitali. Przypomnijmy, że decyzją władz powiatu, właśnie z powodu bardzo małej liczby porodów, oddział położniczy został zamknięty w nowomiejskim szpitalu (SPZOZ). Tym samym, grójecka placówka medyczna miała być głównym miejsce, gdzie na świat będą przychodzić mali mieszkańcy naszego powiatu. 
Jak się okazuje, również grójecki oddział położniczy może czekać nieciekawy los. Jak udało nam się ustalić liczba porodów w grójeckim szpitalu (PCM Sp. z o.o.) spada. W przeciągu ostatniego roku było ich 230, a w ostatnim miesiącu tylko 16, czyli tak jakby co drugi dzień w Grójcu rodziło się jedno dziecko. W związku z pojawiającymi się informacjami o planach Ministerstwa Zdrowia, grójecka porodówka znalazła się pod lupą władz powiatu grójeckiego. Przy takiej liczbie porodów oczywistym jest, że samorząd dokłada do funkcjonowania tego oddziału. – Ja nie planuję zamykać tego oddziału – poinformował nas Krzysztof Ambroziak, starosta grójecki, który jednocześnie dodał, że sposobem na „rozkręcenie” grójeckiej porodówki ma być doinwestowanie oddziału ginekologicznego oraz jego rozwój. – Chcemy, aby był on kolejnym oddziałem, który będzie remontowany – dodał starosta. 
W związku z projektem nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej, które są finansowane ze środków publicznych, oraz niektórych innych ustaw Ministerstwo Zdrowia w sierpniu prowadziło konsultacje publiczne, m.in. z samorządami. Związek Powiatów Polskich uczestniczy w negocjacjach rządowo-samorządowych i podkreśla, że na likwidacji dużej liczby porodówek szkodę poniosą przede wszystkim przyszłe matki, które będą narażone na ryzyko powikłań w przypadku trudności w dotarciu do oddalonego szpitala. Z drugiej strony to problem właśnie szpitali, które miałyby płacić za porody poza finansowaniem NFZ. 
Brak porodówki w żadnym z dwóch szpitali powiatowych będzie oznaczać, że przyszłe matki będą musiały dojechać do szpitali oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów: w Warszawie, Piasecznie czy Radomiu. Czy w każdym przypadku będzie to bezpieczne dla dziecka i matki?
KO